Rolnictwo
Bajaka czy nie bajaka wiejska
Młodość ma swoje prawa, swoje radości, marzenia i dążenia. Kiedy na chwilę oderwiemy się od pracy codziennej w gospodarstwie, w której tkwimy od małego, pomagając rodzicom w miarę sił i możności — myśl nasza ucieka daleko od tego co nas otacza, wędruje po krainach fantazji, gdzie spotyka innych ludzi, inny świat, inne stosunki, często piękne, idealne, takie właśnie, jakie człowiek chciałby żeby były naprawdę. To samo dzieje się z nami, gdy czytamy książki mówiące jak ludzie żyją, pracują, gdy czytamy w książkach czy gazetach wieści z różnych stron naszego kraju, tak różnego w różnych dzielnicach w swym wyglądzie, warunkach, a jednak wspólnego dla wszystkich. To samo odczuwamy, gdy słuchamy nadawanych przez radio transmisyj z różnych miast Polski, z różnych terenów, w których jest mowa o> tym, że w Polsce wciąż powstają nowe rzeczy, narastają nowe wartości. Albo kiedy kolega powróciwszy z wojska, z innej dzielnicy Polski, opowiada o tym, jak to jest gdzie indziej jest. Jest chęć zobaczyć, przeżyć, choć może nie samemu, raczej w gromadzie, w gronie swoich najbliższych — kolegów i koleżanek ze swej organizacji, z którymi się o różnych sprawach rozmawia, wspólnie marzy, planuje i nad wieloma zagadnieniami pracuje. Leży przede mną mała książeczka pt. ,,9 szlaków wycieczkowych" — przewodnik dla wycieczek wiejskich. Odwracam kartki: wycieczka pierwsza, druga, trzecia, czwarta... Mapka Polski, a na niej punkty łączone liniami. Czytam: Warszawa... Lublin... Lwów... Kraków... Katowice... Poznań... Bydgoszcz... Gdynia... Bierzemy tę książeczkę, patrzymy na czarne linijki na mapie, czytamy literki mówiące: Warszawa... Lwów... Kraków... Gdynia. Siedzi sobie gromadka młodych i oto: bajka, czy nie bajka? Ożywają literki... żyje mapa... to Polska. Nasza gromada zajeżdża wozami na najniższą stację. Wesoło, śmiechy, radość. Jedziemy! Przed naszymi oczami szyny kolejowe ciągnące się nieskończenie w dal do Warszawy, stolicy Polski. Zapominamy o trudach i codziennej pracy. Pędzi pociąg. My w nim. Migają pola, miasta, wsie, lasy. Warszawa. Wpadamy w wir samochodów i tramwajów, tłum ludzi, gwar, huk, moc różnobarwnych świateł, wszyscy gdzieś pędzą — kolos miasto żyje, pracuje, drga!... Zostajemy dwa dni w Warszawie, wchodzimy w treść życia stolicy. Tu się wiążą wszystkie nici kierujące losami naszego Państwa: Prezydent, parlament, rząd, ministerstwa, centralne instytucje, główne dowództwo armii. To o czym czytaliśmy, słyszeliśmy, mówiliśmy, tu jest — możemy się z tym bezpośrednio zetknąć, poznać. Chodzimy po mieście.) Jakże ono różne kraju, zwiedzając muzea, zabytki, gmachy. Zamek, stara Warszawa, a w drugiej stronie Warszawy, ukryty w zieleni, biały domek — Belweder, gdzie żył, działał i umarł Józef Piłsudski. Zda się, że za chwilę Go ujrzymy... Przeżycie mocne, trwałe! Chodzimy po mieście. Jakże ono różne w dzielnicach centralnych, dzielnicach nowych, pięknie zabudowanych, a znów jakże inne w dzielnicach fabrycznych, robotniczych, żydowskich. Milion kilkaset tysięcy mieszkańców liczy Warszawa! Wieczorem teatr. Ileż wrażeń, myśli, porównań, jakże inne, istotniejsze rozumienie wielu spraw. A oto znowu wrażenia inne: Gdynia — polskie morze. Potężne wrażenie przeogromnej masy wód — port handlowy — potężne dźwigi ładujące towary na okręty przybyłe z różnych krain. Sznury wagonów z polskim węglem, masłem, mięsem, zbożem. Każdy widzi tutaj i część pracy swojej, pracy w swoim gospodarstwie. Widzi to, co wyhodował, wyprodukował; z wielu, wielu takich gospodarstw — tu zebrane, ujednolicone, jedzie w szeroki świat. A więc morze potrzebne i rolnikowi. Katowice — Śląsk. Jakby jedno wielkie miasto kominów fabrycznych, kopalń, hut. Śląsk huczy, pracuje. Ogromnie silne przeżywa rolnik wrażenie w głębi kopalni węgla, widząc bohaterską pracę górnika. Ale nie tylko miasta zwiedzamy. Między różnymi miastami leżą wsie. Widzimy ludzi pracujących w gospodarstwach, w związkach, spółdzielniach. Widzimy młodzież wiejską pracującą w swych organizacjach, a dzięki temu i w Przysposobieniu Rolniczym. Z pracą młodzieży w PR spotykamy się wszędzie. Oglądając ich pracę, ileż to nauczyć się można, zobaczyć dużo nowych rzeczy, ciekawych. Ożyły wszystkie punkty pisane na mapie. Przesuwa się barwny szereg miast i wsi... Ożyły i zgasły. Ale w myśli, w sercu zostały. Powstało wielkie pragnienie zobaczenia tego wszystkiego, przeżycia, ugruntowało^ się postanowienie. Bez tego już nawet trudno będzie żyć — to konieczne nam, by się rozwinąć, rozszerzyć, by ze wsi wejść w Polskę, którą chcemy poznać, zrozumieć. Postanawiamy zorganizować wycieczkę. Oczywiście nie zaraz, bo trzeba się do niej przygotować — w maju lub czerwcu roku przyszłego, kiedy będzie pięknie na świecie i czas sposobniejszy. Dowiemy się dokumentnie, jak taką wycieczkę zorganizować, gdzie chcemy jechać, co zobaczyć. O tym, co chcemy zobaczyć, dobrze będzie w zimowe wieczory w naszej gromadzie porozmawiać, przeczytać, podyskutować, zapoznać się z tym myślowo, by w czasie wycieczki wiedzieć gdzie i czego szukać. No i jeszcze bardzo ważna rzecz — trzeba trochę pieniędzy przygotować. O tym warto już teraz pomyśleć, zająć się obliczeniem i przygotowaniem. Peerowcy z Wielkopolski zawożą swoje pupilki m wystawę PR „powozami", by im się nóżki nie zawalały O tym, jak się należy przygotować do wycieczki, jak ją zorganizować, jeszcze w „Przysposobieniu Rolniczym" napiszemy. Teraz najważniejsze, by powstała niezmienna, nieugięta wola wyjazdu dla poznania Polski.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”